piątek, 13 kwietnia 2012

13.04. OFF PLUS CAMERA 2012 dzień 1





Zastanawiam się czy to kwestia magicznej daty - piątek 13 tego, ale...
Pierwszy dzień festiwalu trochę mnie zaskoczył, powoli odnoszę wrażenie, iż tegoroczna edycja festiwalu jest opętana chmurą wielkiego chaosu.

Festiwal, który zawsze był dla ludzi nagle staje się coraz mniej dostępny a system komputerowy stworzony przez wielkie mózgi informatyków oraz regulamin rzuca kłody pod nogi. Obowiązkowo bez wyjątków każdy podkreślam każdy nawet akredytowany musi pobierać bilet zerowy na seans jednak system uniemożliwia wydrukowanie zerówek na filmy, które są wyświetlane z małym odstępem czasowym pomiędzy. Galę otwarcia i zamknięcia po raz pierwszy w historii festiwalu są dla oficjeli, którzy zostali zaszczyceni imiennym zaproszeniem reszta filmowców z akredytacjami może się pocieszać jedynie relacjami. Trochę to smutne biorąc pod uwagę wspomnienia z poprzednich edycji festiwalu, kiedy galę odbywały się w kinie Kijów i były to okazje do miłych spotkań połączonych z filmem.

Wybrałam dość nietypowy repertuar pierwszego dnia. Na pierwszy ogień poszedł film " Invisible" Reż.: Michala Aviad'a na podstawie, którego stwierdzić mogę, że nie przemawia do mnie klimat kina Izraelskiego a może inaczej po prostu nie poruszyła mnie aż tak bardzo pokazana historia ani sposób, w jaki ją przedstawiono, co wsunie na jedno wychodzi. Szkoda zapowiadał się nie złe a może ja miałam za wysokie oczekiwania?

Drugim filmem, który planowałam obejrzeć był ”Pink Saris” w reż., Kim Longinotto jednak przesympatyczna Pani bileterka z Alchemii nie wpuściła mnie na seans twierdząc, iż naruszyłoby to regulamin, który zakazuje wpuszczania na seanse spóźnialskich pow. 5 min. No cóż mój zegarek w telefonie wskazywał 18: 38 czasu polskiego, co oznaczało 8 min. Trudno najwyraźniej w rodzinie tej pani są mocno zaszczepione i kultywowane czasy głębokiej komuny. Szkoda, bo tacy ludzie nie powinni obsługiwać festiwalu. Słabą wizytówkę festiwalu wystawiają gościom z zagranicy.






Na szczęcie końcówkę pierwszego dnia festiwalu spędziłam w kinie Mikro. Powiem tak…Są takie filmy, których obraz potrafi nas tak oczarować, że wtedy fabuła idzie drugim planem. Mowa o „ Rampart „ w reż. Orvena Movermana. Gorąco polecam.